“W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” cz.1
Reportaż VIII cz.1. Muzeum Borów Tucholskich w Tucholi, Cykl reportaży realizowany w 2021 roku w ramach Stypendium Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, zatytułowany: Krystyna Lewicka-Ritter “W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ”* 𝗪 𝗠𝗨𝗭𝗘𝗨𝗠 𝗕𝗢𝗥Ó𝗪 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗦𝗞𝗜𝗖𝗛 𝗪 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗜, 𝗽𝗹𝗮𝗰ó𝘄𝗰𝗲 𝗱𝘇𝗶𝗮ł𝗮𝗷ą𝗰𝗲𝗷 𝗼𝗱 𝟭𝟵𝟴𝟬 𝗿𝗼𝗸𝘂 𝘄 𝗷𝗲𝗱𝗻𝘆𝗺 𝘇 𝘇𝗮𝗯𝘆𝘁𝗸𝗼𝘄𝘆𝗰𝗵 𝘀𝗽𝗶𝗰𝗵𝗿𝘇ó𝘄 𝘇 𝗽𝗿𝘇𝗲ł𝗼𝗺𝘂 𝘄𝗶𝗲𝗸𝘂 𝗫𝗜𝗫 𝗶 𝗫𝗫 𝗻𝗶𝗲 𝗺𝗼𝗴ł𝗼 𝗼𝗰𝘇𝘆𝘄𝗶ś𝗰𝗶𝗲 𝘇𝗮𝗯𝗿𝗮𝗸𝗻ąć 𝘄𝘆𝘀𝘁𝗮𝘄𝘆 𝗽𝗼ś𝘄𝗶ę𝗰𝗼𝗻𝗲𝗷 𝘁𝘄ó𝗿𝗰𝗼𝗺 𝗕𝗼𝗿ó𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵, 𝘄ś𝗿ó𝗱 𝗸𝘁ó𝗿𝘆𝗰𝗵 𝗽𝗿𝘆𝗺 𝘄𝗶𝗼𝗱ą 𝗵𝗮𝗳𝗰𝗶𝗮𝗿𝗸𝗶. 𝗪𝘆𝘀𝘁𝗮𝘄𝗮 𝘄𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝘇𝗶𝗲 𝗰𝘇𝗮𝘀𝗼𝘄𝗮, 𝗰𝘇𝘆𝗻𝗻𝗮 𝗯ę𝗱𝘇𝗶𝗲 𝗱𝗼 𝗸𝗼ń𝗰𝗮 𝘄𝗮𝗸𝗮𝗰𝗷𝗶 𝟮𝟬𝟮𝟭. 𝗗𝘇𝗶ę𝗸𝗶 𝗻𝗶𝗲𝗷 𝗺𝗼ż𝗻𝗮 𝗽𝗼𝘇𝗻𝗮ć 𝘀𝗽𝗲𝗰𝘆𝗳𝗶𝗸ę 𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼 𝗵𝗮𝗳𝘁𝘂. 𝗛𝗮𝗳𝘁𝘂, 𝗸𝘁ó𝗿𝘆 𝗷𝘂ż 𝘄 𝘁𝘆𝘁𝘂𝗹𝗲 𝘁𝗲𝗴𝗼 𝗮𝗿𝘁𝘆𝗸𝘂ł𝘂 𝘇𝘄𝗿𝗮𝗰𝗮 𝘂𝘄𝗮𝗴ę 𝘀𝘄𝗼𝗷ą 𝘄𝘆𝗷ą𝘁𝗸𝗼𝘄ą 𝗻𝗮𝘇𝘄ą. 𝗪 𝗹𝗮𝘁𝗮𝗰𝗵 𝟲𝟬. 𝗫𝗫 𝘄𝗶𝗲𝗸𝘂 𝘁𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗮𝗻𝗶𝗲 𝘁𝗼𝗰𝘇𝘆𝗹𝗶 𝗯𝗮𝘁𝗮𝗹𝗶ę 𝘄 ó𝘄𝗰𝘇𝗲𝘀𝗻𝘆𝗺 𝗠𝗶𝗻𝗶𝘀𝘁𝗲𝗿𝘀𝘁𝘄𝗶𝗲 𝗞𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝘆 𝗼 𝘂𝘇𝗻𝗮𝗻𝗶𝗲, 𝘁𝗲𝗴𝗼 𝗼𝗱𝗿ę𝗯𝗻𝗲𝗴𝗼 𝘇𝗷𝗮𝘄𝗶𝘀𝗸𝗮 𝗸𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝗼𝘄𝗲𝗴𝗼! 𝗣𝗼𝘄𝘁ó𝗿𝘇𝗺𝘆 𝘇𝗮𝘁𝗲𝗺 𝗱𝗹𝗮 𝘂𝘁𝗿𝘄𝗮𝗹𝗲𝗻𝗶𝗮 𝗷𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇𝗲 𝗿𝗮𝘇 𝘁ę 𝘀𝗽𝗲𝗰𝘆𝗳𝗶𝗰𝘇𝗻ą 𝗻𝗮𝘇𝘄ę…𝗛𝗔𝗙𝗧𝗨 𝗞𝗔𝗦𝗭𝗨𝗕𝗦𝗞𝗜𝗘𝗚𝗢 𝗦𝗭𝗞𝗢Ł𝗬 𝗕𝗢𝗥𝗢𝗪𝗜𝗔𝗖𝗞𝗜𝗘𝗝 𝗜 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗦𝗞𝗜𝗘𝗝, charakteryzującego się barwami brązu w różnych odcieniach oraz koloru złoto-żółtego!!! Co by nie powiedzieć haftu… Wyjątkowego! Przepięknego! Oryginalnego! Fantastycznego! Wspaniałego! Rewelacyjnego! Nigdzie na świecie nie zobaczy się tylu cudowności co na tej wystawie w tucholskim muzeum! Co zatem jest tak czarownego w kaszubskim hafcie szkoły borowiackiej i tucholskiej? Powiedzieć nie potrafię w prostych słowach, bo to po prostu trzeba ZO-BA-CZYĆ! Zdjęcia oczywiście przybliżą bardziej urok tych dzieł sztuki, ale to i tak zaledwie znikoma część tego, czego się doświadcza przy bezpośrednim oglądaniu tych cudowności. 𝗢 𝘀𝗽𝗲𝗰𝘆𝗳𝗶𝗰𝗲 𝘁𝗲𝗴𝗼 𝗵𝗮𝗳𝘁𝘂 𝗻𝗮𝗷𝗽𝗶ę𝗸𝗻𝗶𝗲𝗷 𝗽𝗼𝘁𝗿𝗮𝗳𝗶ą 𝗼𝗽𝗼𝘄𝗶𝗮𝗱𝗮ć 𝘁𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗲 𝗵𝗮𝗳𝗰𝗶𝗮𝗿𝗸𝗶, 𝗸𝘁ó𝗿𝗲 𝘀ą 𝘀𝘁𝗼𝘄𝗮𝗿𝘇𝘆𝘀𝘇𝗼𝗻𝗲 𝘄 𝗸𝗶𝗹𝗸𝘂 𝗺𝗶𝗲𝗷𝘀𝗰𝗼𝘄𝘆𝗰𝗵 𝗼𝗿𝗴𝗮𝗻𝗶𝘇𝗮𝗰𝗷𝗮𝗰𝗵. 𝗪𝘆𝗺𝗶𝗲𝗻𝗶ć 𝗷𝗲 𝘁𝗿𝘇𝗲𝗯𝗮 𝗸𝗼𝗻𝗶𝗲𝗰𝘇𝗻𝗶𝗲, 𝗯𝗼 𝘁𝗮𝗺 𝘄ł𝗮ś𝗻𝗶𝗲 𝗱𝗯𝗮 𝘀𝗶ę 𝗼 𝗽𝗿𝘇𝗲𝗸𝗮𝘇𝘆𝘄𝗮𝗻𝗶𝗲 𝘁𝗲𝗷 𝘄 𝘀𝘂𝗺𝗶𝗲 𝗺ł𝗼𝗱𝗲𝗷, 𝗮𝗹𝗲 𝗷𝗮𝗸ż𝗲 𝘄𝗮ż𝗻𝗲𝗷 𝗱𝗹𝗮 𝗕𝗢𝗥𝗢𝗪𝗜𝗔𝗞Ó𝗪 𝘁𝗿𝗮𝗱𝘆𝗰𝗷𝗶. 𝗦ą 𝘁𝗼: 𝗕𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗲 𝗧𝗼𝘄𝗮𝗿𝘇𝘆𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗞𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝘆, 𝗭𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇𝗲𝗻𝗶𝗲 𝗞𝗮𝘀𝘇𝘂𝗯𝘀𝗸𝗼- 𝗣𝗼𝗺𝗼𝗿𝘀𝗸𝗶𝗲 𝗢𝗱𝗱𝘇𝗶𝗮ł 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗮, 𝗦𝘁𝗼𝘄𝗮𝗿𝘇𝘆𝘀𝘇𝗲𝗻𝗶𝗲 𝗧𝘄ó𝗿𝗰ó𝘄 𝗟𝘂𝗱𝗼𝘄𝘆𝗰𝗵 𝗢𝗱𝗱𝘇𝗶𝗮ł 𝗕𝘆𝗱𝗴𝗼𝘀𝗸𝗼-𝗧𝗼𝗿𝘂ń𝘀𝗸𝗶. 𝗣𝗼𝗻𝗮𝗱𝘁𝗼 𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗶 𝗱𝘇𝗶𝗮ł𝗮𝗷ą 𝘁𝗿𝘇𝘆 𝗸𝗹𝘂𝗯𝘆 𝗛𝗮𝗳𝗰𝗶𝗮𝗿𝘀𝗸𝗶𝗲: 𝗞𝗹𝘂𝗯 𝗛𝗮𝗳𝘁𝘂 𝗭ł𝗼𝘁𝘆𝗰𝗵 𝗶 𝗕𝘂𝗿𝘀𝘇𝘁𝘆𝗻𝗼𝘄𝘆𝗰𝗵 𝗕𝗮𝗿𝘄 𝗽𝗿𝘇𝘆 𝗣𝗦𝗦 „𝗦𝗽𝗼ł𝗲𝗺” 𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗶 𝗸𝗶𝗲𝗿𝗼𝘄𝗻𝗶𝗸𝗶𝗲𝗺 𝗸𝘁ó𝗿𝗲𝗴𝗼 𝗷𝗲𝘀𝘁 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗮𝗻𝗻𝗮 𝗪𝗲𝗶𝗹𝗮𝗻𝗱𝘁, 𝗭𝗲𝘀𝗽ół 𝗛𝗮𝗳𝘁𝘂 𝗞𝗮𝘀𝘇𝘂𝗯𝘀𝗸𝗶𝗲𝗴𝗼 „𝗭ł𝗼𝘁𝗻𝗶𝗰𝗮” 𝗽𝗿𝘇𝘆 𝗭𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇𝗲𝗻𝗶𝘂 𝗞𝗮𝘀𝘇𝘂𝗯𝘀𝗸𝗼-𝗣𝗼𝗺𝗼𝗿𝘀𝗸𝗶𝗺, 𝗸𝘁ó𝗿𝘆𝗺 𝗸𝗶𝗲𝗿𝘂𝗷𝗲 𝗔𝗻𝘁𝗼𝗻𝗶𝗻𝗮 𝗢𝗹𝘀𝘇𝗲𝘄𝘀𝗸𝗮 𝗼𝗿𝗮𝘇 𝗻𝗮𝗷𝘀𝘁𝗮𝗿𝘀𝘇𝘆 𝗭𝗲𝘀𝗽ół 𝗛𝗮𝗳𝘁𝘂 𝗔𝗿𝘁𝘆𝘀𝘁𝘆𝗰𝘇𝗻𝗲𝗴𝗼 𝗽𝗿𝘇𝘆 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗺 𝗢ś𝗿𝗼𝗱𝗸𝘂 𝗞𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝘆 𝗽𝗼𝗱 𝗸𝗶𝗲𝗿𝘂𝗻𝗸𝗶𝗲𝗺 𝗕𝗮𝗿𝗯𝗮𝗿𝘆 𝗝𝗮𝗻𝗸𝗼𝘄𝘀𝗸𝗶𝗲𝗷𝗗𝘇𝗶ę𝗸𝗶 𝘂𝗽𝗿𝘇𝗲𝗷𝗺𝗼ś𝗰𝗶 𝗽𝗿𝗮𝗰𝗼𝘄𝗻𝗶𝗸ó𝘄 𝗠𝘂𝘇𝗲𝘂𝗺: 𝗪𝗶𝗼𝗹𝗲𝘁𝘁𝘆 𝗖𝗵𝗮𝗯𝗼𝘄𝘀𝗸𝗶𝗲𝗷 𝗶 𝗝𝗮𝗿𝗼𝘀ł𝗮𝘄𝗮 𝗜𝘄𝗶𝗰𝗸𝗶𝗲𝗴𝗼 𝗺𝗮𝗺 𝗺𝗼ż𝗹𝗶𝘄𝗼ść 𝘀𝗽𝗼𝘁𝗸𝗮ć 𝘀𝗶ę 𝘇 𝗼𝘀𝗼𝗯ą 𝘄𝘆𝗷ą𝘁𝗸𝗼𝘄𝗼 𝘇𝗮𝘀ł𝘂ż𝗼𝗻ą 𝗱𝗹𝗮 𝗸𝗿𝘇𝗲𝘄𝗶𝗲𝗻𝗶𝗮 𝗯𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗲𝗷 𝗸𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝘆, 𝗯𝗮 – 𝘂𝘇𝗻𝗮𝗻ą 𝘇𝗮 𝗷𝗲𝗷 𝘀𝘁𝗿𝗮ż𝗻𝗶𝗸𝗮 𝗶 𝗽𝗿𝗼𝗽𝗮𝗴𝗮𝘁𝗼𝗿𝗮! 𝗧𝗼 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗮 𝗢𝗹𝗹𝗶𝗰𝗸, 𝗮𝘂𝘁𝗼𝗿𝗸𝗮 𝗸𝗶𝗹𝗸𝘂 𝗻𝗶𝗲𝘇𝘄𝘆𝗸𝗹𝗲 𝘄𝗮ż𝗻𝘆𝗰𝗵 𝗸𝘀𝗶ąż𝗲𝗸 𝗽𝗼𝗸𝗮𝘇𝘂𝗷ą𝗰𝘆𝗰𝗵 𝘄𝘀𝗽𝗮𝗻𝗶𝗮ł𝗲 𝗱𝘇𝗶𝗲𝗱𝘇𝗶𝗰𝘁𝘄𝗼 𝗸𝘂𝗹𝘁𝘂𝗿𝗼𝘄𝗲 𝗕𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗸ó𝘄, 𝗺.𝗶𝗻. 𝗸𝘀𝗶ąż𝗸𝗶 𝗯ę𝗱ą𝗰𝗲𝗷 „𝗯𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗺 𝗲𝗹𝗲𝗺𝗲𝗻𝘁𝗮𝗿𝘇𝗲𝗺” – „𝗠𝗮𝗹𝘁𝘆𝗰𝗵 𝗶 𝗴𝗿𝗮𝗽𝗮. 𝗧𝗿𝗮𝗱𝘆𝗰𝗷𝗮, 𝘀𝗽𝗲𝗰𝗷𝗮ł𝘆 𝗸𝘂𝗰𝗵𝗻𝗶 𝗶 𝗶𝗻𝗻𝗲 𝗰𝗶𝗲𝗸𝗮𝘄𝗼𝘀𝘁𝗸𝗶 𝘇 𝗕𝗼𝗿ó𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵”. Pani Maria najchętniej pokazuje się w codziennym stroju borowiackim i o BOROWIAKACH i ich kulturze może opowiadać bez końca! Jest także wolontariuszem bardzo wspierającym w pracy dwoje (zaledwie!) muzealnych pracowników. Wspiera ich przede wszystkim swoją bogatą wiedzą, ale i swoim udziałem w oprowadzaniu wycieczek czy zajęć edukacyjnych! Na początek zatem pani Maria opowiada o hafcie kaszubskim szkoły tucholskiej i borowiackiej. Czymże się różni od haftu kaszubskiego, z którego się wywodzi? 𝗛𝗔𝗙𝗧 𝗞𝗔𝗦𝗭𝗨𝗕𝗦𝗞𝗜 jest siedmiobarwny w kolorach m.in. czerwonym – jak krew, którą Kaszub jest gotów przelać za ojczyznę, chabrowy – odzwierciedlający piękno jezior kaszubskich, niebieskim – niczym niebo kaszubskie, granatowym – jak głębia morza , żółtym – podobnym do łanów zbóż na polach i zielonym – niczym lasy pełne zwierza. Jeszcze w okresie międzywojennym, takimi barwami haftowano również w Tucholi. W drugiej połowie XX wieku na terenach Borów Tucholskich nastąpiła rewitalizacja kultury ludowej – tj. badanie, odkrywanie, dokumentowanie oraz jej wzbogacenie o haft kaszubski w nowej kolorystyce szkoły tucholskiej i borowiackiej – stonowany w barwach brązu, złota, bursztynu i miodu. -𝘈𝘭𝘦 𝘪 𝘴𝘻𝘬𝘰ł𝘢 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘢 𝘰𝘥 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘳óż𝘯𝘪 𝘴𝘪ę 𝘵𝘺𝘮, ż𝘦 𝘸 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘴ą 𝘦𝘭𝘦𝘮𝘦𝘯𝘵𝘺 𝘸𝘺łą𝘤𝘻𝘯𝘦– 𝗺ó𝘄𝗶 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗮 𝗢𝗹𝗹𝗶𝗰𝗸 – 𝘵𝘰: 𝘳ó𝘨 𝘰𝘣𝘧𝘪𝘵𝘰ś𝘤𝘪, 𝘯𝘢𝘴𝘵ę𝘱𝘯𝘪𝘦 𝘦𝘭𝘦𝘮𝘦𝘯𝘵, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺 𝘮𝘺 𝘯𝘢𝘻𝘺𝘸𝘢𝘮𝘺 „𝘰𝘳𝘻𝘦𝘤𝘩𝘦𝘮 𝘸ł𝘰𝘴𝘬𝘪𝘮” 𝘰𝘳𝘢𝘻 𝘴𝘵𝘰𝘳𝘤𝘻𝘺𝘬 𝘪 𝘤𝘩𝘢𝘣𝘦𝘳 𝘸 𝘰𝘬𝘳ą𝘨ł𝘺𝘮 𝘬𝘴𝘻𝘵𝘢ł𝘤𝘪𝘦, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺 𝘮𝘢 6 𝘱ł𝘢𝘵𝘬ó𝘸. 𝘉𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘢 𝘻𝘢ś 𝘮𝘢 𝘮𝘰𝘵𝘺𝘸𝘺 𝘩𝘢𝘧𝘵𝘶 𝘬𝘢𝘴𝘻𝘶𝘣𝘴𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰, 𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘴𝘪𝘢𝘥𝘢 𝘫𝘦𝘥𝘯𝘢𝘬 𝘳𝘰𝘨𝘶 𝘰𝘣𝘧𝘪𝘵𝘰ś𝘤𝘪. 𝘞𝘺𝘴𝘵ę𝘱𝘶𝘫𝘦 𝘳ó𝘸𝘯𝘪𝘦ż 𝘸 𝘣𝘢𝘳𝘸𝘢𝘤𝘩 𝘣𝘳ą𝘻𝘶 𝘪 𝘮𝘪𝘰𝘥𝘶. 𝘞𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘪𝘦 𝘻𝘢𝘳ó𝘸𝘯𝘰 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦, 𝘫𝘢𝘬 𝘪 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘪𝘦 𝘮𝘰𝘵𝘺𝘸𝘺 𝘳𝘻ą𝘥𝘻ą 𝘴𝘪ę 𝘬𝘢𝘯𝘰𝘯𝘢𝘮𝘪 𝘩𝘢𝘧𝘵𝘶 𝘬𝘢𝘴𝘻𝘶𝘣𝘴𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘯𝘢𝘭𝘦ż𝘺 𝘴𝘪ę 𝘵𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢ć, 𝘢𝘭𝘦 𝘬𝘢ż𝘥𝘢 𝘩𝘢𝘧𝘤𝘪𝘢𝘳𝘬𝘢 𝘮𝘰ż𝘦 𝘫𝘦 𝘥𝘰𝘸𝘰𝘭𝘯𝘪𝘦 𝘬𝘰𝘮𝘱𝘰𝘯𝘰𝘸𝘢ć. 𝘖 𝘵𝘺𝘮 𝘩𝘢𝘧𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘪𝘴𝘻𝘦 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘉𝘰ż𝘦𝘯𝘢 𝘚𝘵𝘦𝘭𝘮𝘢𝘤𝘩𝘰𝘸𝘴𝘬𝘢 𝘸 „𝘈𝘵𝘭𝘢𝘴𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘴𝘵𝘳𝘰𝘫ó𝘸 𝘭𝘶𝘥𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩. 𝘚𝘵𝘳ó𝘫 𝘬𝘢𝘴𝘻𝘶𝘣𝘴𝘬𝘪” 𝘸𝘺𝘥𝘢𝘯𝘺𝘮 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘗𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦 𝘛𝘰𝘸𝘢𝘳𝘻𝘺𝘴𝘵𝘸𝘰 𝘓𝘶𝘥𝘰𝘻𝘯𝘢𝘸𝘤𝘻𝘦 1959 𝘳𝘰𝘬. 𝘞𝘪𝘦𝘭𝘬𝘪𝘦 𝘻𝘢𝘴ł𝘶𝘨𝘪 𝘸 𝘣𝘢𝘵𝘢𝘭𝘪𝘪 𝘰 𝘶𝘻𝘯𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘔𝘪𝘯𝘪𝘴𝘵𝘦𝘳𝘴𝘵𝘸𝘰 𝘒𝘶𝘭𝘵𝘶𝘳𝘺 𝘩𝘢𝘧𝘵𝘶 𝘴𝘻𝘬𝘰ł𝘺 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘪 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘮𝘢 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘻𝘮𝘢𝘳ł𝘢 𝘯𝘪𝘦𝘥𝘢𝘸𝘯𝘰 𝘞𝘢𝘯𝘥𝘢 𝘚𝘻𝘬𝘶𝘭𝘮𝘰𝘸𝘴𝘬𝘢, 𝘬𝘵ó𝘳𝘢 𝘸łą𝘤𝘻𝘺ł𝘢 𝘴𝘪ę 𝘸 𝘵ę 𝘣𝘢𝘵𝘢𝘭𝘪ę 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘢𝘬𝘵𝘺𝘸𝘯𝘪𝘦 𝘫𝘢𝘬𝘰 𝘸ó𝘸𝘤𝘻𝘢𝘴 𝘱𝘳𝘢𝘤𝘰𝘸𝘯𝘪𝘤𝘻𝘬𝘢 𝘜𝘳𝘻ę𝘥𝘶 𝘞𝘰𝘫𝘦𝘸ó𝘥𝘻𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰 𝘸 𝘉𝘺𝘥𝘨𝘰𝘴𝘻𝘤𝘻𝘺.Obcując przez dłuższą chwilę z tymi haftowanymi dziełami sztuki, po jakimś czasie również zauważa się te różnice. Ale przede wszystkim rozsmakowuje się w pięknie tego wyjątkowego „ogrodu sztuki”. W tym pięknym, muzealnym spotkaniu uczestniczy także tucholska i borowiacka twórczyni ludowa – hafciarka, prządka, malarka i plecionkarka…. 𝗔𝗡𝗡𝗔 𝗣𝗥𝗭𝗬𝗧𝗔𝗥𝗦𝗞𝗔 – 𝗞𝗧Ó𝗥𝗔 𝗝𝗘𝗦𝗧 𝗣𝗢𝗡𝗔𝗗 𝗣𝗥𝗭𝗘𝗖𝗜Ę𝗧𝗡𝗜𝗘 𝗨𝗭𝗗𝗢𝗟𝗡𝗜𝗢𝗡𝗔 we wszystkich kierunkach!!! Jest członkinią Borowiackiego Towarzystwa Kultury oraz Klubu Hafciarskiego Złotych i Bursztynowych Barw przy PSS „Społem” w Tucholi, gdzie haftuje haft kaszubski szkoły tucholskiej. – 𝘕𝘢𝘭𝘦żę 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘥𝘰 𝘒𝘰ł𝘢 𝘎𝘰𝘴𝘱𝘰𝘥𝘺ń 𝘞𝘪𝘦𝘫𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘸 𝘞𝘪𝘦𝘭𝘬𝘪𝘮 𝘔ę𝘥𝘳𝘰𝘮𝘪𝘦𝘳𝘻𝘶 𝘪 𝘫𝘦𝘴𝘵𝘦𝘮 𝘳ó𝘸𝘯𝘪𝘦ż 𝘤𝘻ł𝘰𝘯𝘬𝘪𝘦𝘮 𝘚𝘵𝘰𝘸𝘢𝘳𝘻𝘺𝘴𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘛𝘸ó𝘳𝘤ó𝘸 𝘓𝘶𝘥𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩 𝘖𝘥𝘥𝘻𝘪𝘢ł 𝘉𝘺𝘥𝘨𝘰𝘴𝘬𝘰-𝘛𝘰𝘳𝘶ń𝘴𝘬𝘪 𝘸 𝘥𝘻𝘪𝘦𝘥𝘻𝘪𝘯𝘪𝘦 𝘵𝘸ó𝘳𝘤ó𝘸 𝘳𝘰𝘣𝘪ą𝘤𝘺𝘤𝘩 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬ę 𝘤𝘻𝘺𝘭𝘪 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬𝘢𝘳𝘻𝘺 – 𝗺ó𝘄𝗶 𝗔𝗻𝗻𝗮 𝗣𝗿𝘇𝘆𝘁𝗮𝗿𝘀𝗸𝗮. – 𝘞𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘮 𝘻𝘢𝘳ó𝘸𝘯𝘰 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘦 𝘻 𝘸𝘪𝘬𝘭𝘪𝘯𝘺 𝘫𝘢𝘬 𝘪 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘸. 𝘔𝘢𝘮 𝘸 𝘴𝘸𝘰𝘪𝘮 𝘨𝘰𝘴𝘱𝘰𝘥𝘢𝘳𝘴𝘵𝘸𝘪𝘦 𝘬𝘢𝘸𝘢ł𝘦𝘬 𝘻𝘪𝘦𝘮𝘪 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻𝘯𝘢𝘤𝘻𝘰𝘯𝘦𝘫 𝘯𝘢 𝘶𝘱𝘳𝘢𝘸ę 𝘸𝘪𝘦𝘳𝘻𝘣𝘺 𝘢𝘮𝘦𝘳𝘺𝘬𝘢ń𝘴𝘬𝘪𝘦𝘫, 𝘻 𝘬𝘵ó𝘳𝘦𝘫 𝘱𝘰𝘻𝘺𝘴𝘬𝘶𝘫ę 𝘸ł𝘢ś𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘪𝘬𝘭𝘪𝘯ę, 𝘴𝘶𝘳𝘰𝘸ą, 𝘯𝘢𝘵𝘶𝘳𝘢𝘭𝘯ą – 𝘥𝘰 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘺. 𝘗𝘰𝘻𝘢 𝘵𝘺𝘮 𝘮𝘰𝘫ą 𝘱𝘢𝘴𝘫ą 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘮𝘢𝘭𝘢𝘳𝘴𝘵𝘸𝘰 𝘯𝘢 𝘴𝘻𝘬𝘭𝘦. 𝘖𝘣𝘳𝘢𝘻𝘺 𝘯𝘢 𝘴𝘻𝘬𝘭𝘦 𝘸 𝘔𝘶𝘻𝘦𝘶𝘮 𝘉𝘰𝘳ó𝘸 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘸 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘪 𝘴ą 𝘮𝘰𝘫𝘦𝘨𝘰 𝘢𝘶𝘵𝘰𝘳𝘴𝘵𝘸𝘢. 𝘔𝘢𝘭𝘶𝘫𝘦 𝘴𝘪ę 𝘫𝘦 „𝘱𝘰 𝘭𝘦𝘸𝘦𝘫 𝘴𝘵𝘳𝘰𝘯𝘪𝘦”, 𝘥𝘭𝘢𝘵𝘦𝘨𝘰 𝘯𝘢𝘱𝘪𝘴𝘺 𝘴ą 𝘮𝘢𝘭𝘰𝘸𝘢𝘯𝘦 𝘫𝘢𝘬 𝘸 𝘭𝘶𝘴𝘵𝘳𝘻𝘢𝘯𝘺𝘮 𝘰𝘥𝘣𝘪𝘤𝘪𝘶. 𝘗𝘰𝘥𝘰𝘣𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘺𝘨𝘭ą𝘥𝘢 𝘮𝘢𝘭𝘰𝘸𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘥𝘦𝘵𝘢𝘭𝘪, 𝘯𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘬ł𝘢𝘥 𝘰𝘤𝘻𝘺, 𝘶𝘴𝘵𝘢 – 𝘯𝘢 𝘴𝘻𝘬𝘭𝘦 𝘮𝘢𝘭𝘶𝘫𝘦 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢𝘫𝘱𝘪𝘦𝘳𝘸. 𝘈 𝘥𝘰𝘱𝘪𝘦𝘳𝘰 𝘱óź𝘯𝘪𝘦𝘫 𝘳𝘦𝘴𝘻𝘵ę 𝘱𝘰𝘴𝘵𝘢𝘤𝘪.𝗗𝗨𝗠Ą 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗦𝗞𝗜𝗘𝗚𝗢 𝗠𝗨𝗭𝗘𝗨𝗠 𝗝𝗘𝗦𝗧 𝗗𝗕𝗔Ł𝗢ŚĆ 𝗢 𝗞𝗢𝗡𝗧𝗬𝗡𝗨𝗢𝗪𝗔𝗡𝗜𝗘 𝗔𝗥𝗧𝗬𝗦𝗧𝗬𝗖𝗭𝗡𝗬𝗖𝗛 𝗧𝗥𝗔𝗗𝗬𝗖𝗝𝗜. 𝗪 𝗹𝗶𝗽𝗰𝘂 𝟮𝟬𝟮𝟭 𝗿𝗼𝗸𝘂 𝘇𝗼𝗿𝗴𝗮𝗻𝗶𝘇𝗼𝘄𝗮𝗻𝗼 𝘁𝘂 𝘄𝘆𝗷ą𝘁𝗸𝗼𝘄𝗲 𝘄𝗮𝗿𝘀𝘇𝘁𝗮𝘁𝘆 𝗽𝗹𝗲𝗰𝗶𝗼𝗻𝗸𝗮𝗿𝘀𝘁𝘄𝗮 𝘇 𝗸𝗼𝗿𝘇𝗲𝗻𝗶 𝘀𝗼𝘀𝗻𝘆! 𝗨𝗰𝘇𝗲𝘀𝘁𝗻𝗶𝗰𝘇𝘆ł𝗼 𝘄 𝗻𝗶𝗰𝗵 𝟴 𝗼𝘀ó𝗯, 𝗸𝘁ó𝗿𝗲 𝗽𝗼𝗱 𝗸𝗶𝗲𝗿𝘂𝗻𝗸𝗶𝗲𝗺 𝗯𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗲𝗷 𝘁𝘄ó𝗿𝗰𝘇𝘆𝗻𝗶 𝗹𝘂𝗱𝗼𝘄𝗲𝗷 𝘄 𝗱𝘇𝗶𝗲𝗱𝘇𝗶𝗻𝗶𝗲 𝗽𝗹𝗲𝗰𝗶𝗼𝗻𝗸𝗮𝗿𝘀𝘁𝘄𝗮 – 𝗛𝗮𝗻𝗻𝘆 𝗕𝗲𝗵𝗿𝗲𝗻𝗱𝘁, 𝘇𝗴łę𝗯𝗶𝗮ł𝘆 𝘁𝗮𝗷𝗻𝗶𝗸𝗶 𝗼𝘄𝗲𝗷 𝗯𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗲𝗷, 𝘀𝗽𝗲𝗰𝘆𝗳𝗶𝗰𝘇𝗻𝗲𝗷 𝘀𝘇𝘁𝘂𝗸𝗶 𝘄𝘆𝗽𝗹𝗮𝘁𝗮𝗻𝗶𝗮 𝘇 𝗸𝗼𝗿𝘇𝗲𝗻𝗶 𝘀𝗼𝘀𝗻𝘆!!!Warsztaty w Muzeum udało się zorganizować dzięki współpracy z Nadbałtyckim Centrum Kultury, które otrzymało na to działanie dofinansowanie ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „EtnoPolska 2021”.- 𝘒𝘰𝘳𝘻𝘦ń 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘴𝘱𝘦𝘤𝘺𝘧𝘪𝘤𝘻𝘯𝘺𝘮 𝘮𝘢𝘵𝘦𝘳𝘪𝘢ł𝘦𝘮, 𝘱𝘰𝘯𝘪𝘦𝘸𝘢ż 𝘰𝘣𝘦𝘤𝘯𝘪𝘦 𝘵𝘳𝘶𝘥𝘯𝘰 𝘨𝘰 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘱𝘰𝘻𝘺𝘴𝘬𝘢ć, 𝘻𝘦 𝘸𝘻𝘨𝘭ę𝘥𝘶 𝘯𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘱𝘪𝘴𝘺 𝘰𝘨𝘳𝘢𝘯𝘪𝘤𝘻𝘢𝘫ą𝘤𝘦 𝘫𝘦𝘨𝘰 𝘸𝘺𝘥𝘰𝘣𝘺𝘤𝘪𝘦. – 𝗠ó𝘄𝗶 𝗔𝗻𝗻𝗮 𝗣𝗿𝘇𝘆𝘁𝗮𝗿𝘀𝗸𝗮, 𝘂𝗰𝘇𝗲𝘀𝘁𝗻𝗶𝗰𝘇𝗸𝗮 𝘁𝘆𝗰𝗵 𝘄𝗮𝗿𝘀𝘇𝘁𝗮𝘁ó𝘄 𝗼𝗿𝗮𝘇 𝘁𝘄ó𝗿𝗰𝘇𝘆𝗻𝗶 𝗹𝘂𝗱𝗼𝘄𝗮 𝘄 𝗱𝘇𝗶𝗲𝗱𝘇𝗶𝗻𝗶𝗲 𝗽𝗹𝗲𝗰𝗶𝗼𝗻𝗸𝗮𝗿𝘀𝘁𝘄𝗮 𝘁𝗮𝗸ż𝗲. – 𝘛𝘦𝘳𝘢𝘻, 𝘨𝘥𝘺 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘸𝘺𝘤𝘪𝘯𝘬𝘢, 𝘸𝘤𝘩𝘰𝘥𝘻𝘪𝘮𝘺 𝘯𝘢 𝘵𝘢𝘬 𝘻𝘸𝘢𝘯ą 𝘱𝘰𝘳ę𝘣ę, 𝘤𝘻𝘺𝘭𝘪 𝘯𝘢 𝘵𝘦𝘳𝘦𝘯 𝘻𝘢𝘰𝘳𝘢𝘯𝘺 𝘱𝘰𝘥 𝘯𝘰𝘸𝘦 𝘯𝘢𝘴𝘢𝘥𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢. 𝘐𝘮 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘸𝘢 𝘮ł𝘰𝘥𝘴𝘻𝘦, 𝘵𝘺𝘮 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝘥𝘰 𝘴𝘱𝘭𝘰𝘵𝘶 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘪𝘦𝘫 𝘨𝘪ę𝘵𝘬𝘪𝘦 𝘪 𝘯𝘪𝘦ł𝘢𝘮𝘭𝘪𝘸𝘦, 𝘭𝘦𝘱𝘴𝘻𝘦 𝘥𝘭𝘢 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬𝘢𝘳𝘻𝘢. 𝘔𝘰ż𝘯𝘢 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢ć 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘺𝘤𝘻𝘬𝘪, 𝘵𝘢𝘤𝘬𝘪 𝘢 𝘯𝘢𝘸𝘦𝘵 𝘧𝘪𝘨𝘶𝘳𝘬𝘪 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘳óż𝘯𝘦𝘫 𝘨𝘳𝘶𝘣𝘰ś𝘤𝘪, 𝘸 𝘻𝘢𝘭𝘦ż𝘯𝘰ś𝘤𝘪 𝘰𝘥 𝘸𝘪𝘦𝘭𝘬𝘰ś𝘤𝘪 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘢 𝘤𝘻𝘺 𝘵𝘢𝘤𝘬𝘪. 𝘐𝘮 𝘨𝘳𝘶𝘣𝘴𝘻𝘺, 𝘵𝘺𝘮 𝘸𝘪ę𝘬𝘴𝘻𝘺 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘺 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘥𝘮𝘪𝘰𝘵. 𝘋𝘢𝘸𝘯𝘪𝘦𝘫 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘰 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺 𝘯𝘢𝘸𝘦𝘵 𝘯𝘢𝘤𝘻𝘺𝘯𝘪𝘢 𝘥𝘰 𝘯𝘰𝘴𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘸𝘰𝘥𝘺, 𝘵𝘢𝘬 𝘻𝘸𝘪ę𝘻ł𝘺 𝘣𝘺ł 𝘴𝘱𝘭𝘰𝘵, 𝘢 𝘥𝘰 𝘵𝘦𝘨𝘰 𝘱𝘰𝘸𝘭𝘦𝘬𝘢𝘯𝘺 𝘣𝘺ł 𝘫𝘦𝘴𝘻𝘤𝘻𝘦 ż𝘺𝘸𝘪𝘤ą. 𝘑𝘦𝘴𝘵 𝘵𝘰 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬𝘢𝘳𝘴𝘵𝘸𝘰 𝘸𝘺𝘬𝘰𝘯𝘺𝘸𝘢𝘯𝘦 𝘮𝘦𝘵𝘰𝘥ą 𝘴𝘱𝘪𝘳𝘢𝘭𝘯ą. 𝘡𝘢𝘤𝘻𝘺𝘯𝘢 𝘴𝘪ę 𝘱𝘭𝘦ść 𝘰𝘥 ś𝘳𝘰𝘥𝘬𝘢 𝘥𝘦𝘯𝘬𝘢. 𝘒𝘰𝘳𝘻𝘦ń 𝘮𝘶𝘴𝘪 𝘣𝘺ć 𝘰𝘥𝘬𝘰𝘳𝘰𝘸𝘢𝘯𝘺, 𝘮𝘰𝘬𝘳𝘺, 𝘯𝘢𝘮𝘰𝘤𝘻𝘰𝘯𝘺 𝘸𝘦 𝘸𝘳𝘻ą𝘵𝘬𝘶 𝘯𝘢 𝘬𝘳ó𝘵𝘬𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘥 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘦𝘯𝘪𝘦𝘮, 𝘸𝘵𝘦𝘥𝘺 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘦𝘭𝘢𝘴𝘵𝘺𝘤𝘻𝘯𝘺. 𝘞𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘰 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘫𝘢ł𝘰𝘸𝘤𝘢 𝘪 𝘣𝘳𝘻𝘰𝘻𝘺 𝘢 𝘯𝘢𝘸𝘦𝘵 𝘥𝘦𝘳𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘰𝘳𝘢𝘻 𝘻𝘦 𝘴ł𝘰𝘮𝘺. 𝘞𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘰𝘤𝘩ł𝘰𝘯𝘯𝘦, 𝘵𝘢𝘬𝘪 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘺𝘤𝘻𝘦𝘬 𝘻 𝘤𝘪𝘦𝘯𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺, ś𝘳𝘦𝘥𝘯𝘪𝘤𝘺 𝘰𝘬. 10-15 𝘤𝘮, 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢 𝘴𝘪ę 𝘰𝘬. 20 𝘨𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯! Ń𝘰, 𝘤óż 𝘥𝘢𝘸𝘯𝘪𝘦𝘫 𝘭𝘶𝘥𝘻𝘪𝘦 𝘮𝘪𝘦𝘭𝘪 𝘥𝘶ż𝘰 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘶! 𝘡𝘪𝘮𝘰𝘸𝘦 𝘸𝘪𝘦𝘤𝘻𝘰𝘳𝘺 𝘣𝘺ł𝘺 𝘸ł𝘢ś𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘰ś𝘸𝘪ę𝘤𝘢𝘯𝘦 𝘪 𝘯𝘢 𝘥𝘢𝘳𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘪𝘦𝘳𝘻𝘢, 𝘯𝘢 𝘱𝘳𝘻ę𝘥𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢, 𝘯𝘢 𝘵𝘬𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘪 𝘯𝘢 𝘸𝘺𝘱𝘭𝘢𝘵𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘬𝘰𝘴𝘻𝘺 𝘤𝘻𝘺 𝘵𝘰 𝘻 𝘸𝘪𝘵𝘦𝘬 𝘸𝘪𝘦𝘳𝘻𝘣𝘺 𝘤𝘻𝘺 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘸, 𝘯𝘢𝘫𝘤𝘻ęś𝘤𝘪𝘦𝘫 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺. – 𝘊𝘩𝘤𝘪𝘦𝘭𝘪𝘣𝘺ś𝘮𝘺 – 𝗱𝗼𝗱𝗮𝗷𝗲 𝗪𝗶𝗼𝗹𝗲𝘁𝘁𝗮 𝗖𝗵𝗮𝗯𝗼𝘄𝘀𝗸𝗮 – 𝘰𝘤𝘩𝘳𝘰𝘯𝘪ć 𝘰𝘥 𝘻𝘢𝘱𝘰𝘮𝘯𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘵ę 𝘸𝘺𝘫ą𝘵𝘬𝘰𝘸𝘰 𝘴𝘱𝘦𝘤𝘺𝘧𝘪𝘤𝘻𝘯ą 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬ą 𝘴𝘻𝘵𝘶𝘬ę 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺. 𝘊𝘻𝘺 𝘯𝘢𝘮 𝘴𝘪ę 𝘶𝘥𝘢? 𝘞𝘪𝘦𝘳𝘻𝘺𝘮𝘺, ż𝘦 𝘵𝘢𝘬. 𝘔𝘢𝘳𝘻𝘺 𝘯𝘢𝘮 𝘴𝘪ę 𝘬𝘰𝘭𝘦𝘫𝘯𝘺 𝘦𝘵𝘢𝘱. 𝘛𝘦𝘳𝘢𝘻 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘥𝘢ł𝘰𝘣𝘺 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢𝘶𝘤𝘻𝘺ć 𝘯𝘢𝘥𝘢𝘸𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘬𝘴𝘻𝘵𝘢ł𝘵ó𝘸, 𝘻𝘢𝘳ó𝘸𝘯𝘰 𝘵𝘢𝘤𝘦𝘬 𝘰𝘬𝘳ą𝘨ł𝘺𝘤𝘩 𝘰𝘳𝘢𝘻 𝘰𝘸𝘢𝘭𝘯𝘺𝘤𝘩 𝘢 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘧𝘪𝘨𝘶𝘳𝘦𝘬 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘺𝘤𝘩 𝘻 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘴𝘰𝘴𝘯𝘺! 𝘕𝘢𝘴𝘵ę𝘱𝘯𝘪𝘦 𝘵𝘦𝘤𝘩𝘯𝘪𝘬 𝘸𝘺𝘬𝘢ń𝘤𝘻𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘥𝘻𝘪𝘦ł𝘢 𝘯𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘬ł𝘢𝘥 𝘳𝘰𝘣𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘰𝘻𝘥𝘰𝘣𝘯𝘦𝘨𝘰 𝘣𝘳𝘻𝘦𝘨𝘶. 𝘡𝘶𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘦 𝘰𝘥𝘳ę𝘣𝘯ą 𝘴𝘱𝘳𝘢𝘸ą 𝘴ą 𝘯𝘢𝘳𝘻ę𝘥𝘻𝘪𝘢 𝘥𝘰 𝘵𝘢𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘦𝘯𝘪𝘢, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘥𝘦 𝘧𝘢𝘤𝘵𝘰 𝘯𝘪𝘦 𝘮𝘢!!! 𝘒𝘢ż𝘥𝘺 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬𝘢𝘳𝘻 𝘮𝘶𝘴𝘪 𝘫𝘦 𝘴𝘰𝘣𝘪𝘦 𝘻𝘳𝘰𝘣𝘪ć 𝘴𝘢𝘮. 𝘕𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘬ł𝘢𝘥 𝘥ł𝘶𝘵𝘬𝘰 𝘥𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘵𝘺𝘬𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘴𝘱𝘭𝘰𝘵𝘶 𝘤𝘻𝘺 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘳𝘻ą𝘥 𝘥𝘰 𝘬𝘰𝘳𝘰𝘸𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 𝘴𝘶𝘳𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩, 𝘥𝘰 𝘤𝘻𝘺𝘴𝘻𝘤𝘻𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘬𝘰𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪 – 𝘵𝘦𝘨𝘰 𝘸 ż𝘢𝘥𝘯𝘺𝘮 𝘴𝘬𝘭𝘦𝘱𝘪𝘦 𝘴𝘪ę 𝘯𝘪𝘦 𝘬𝘶𝘱𝘪! 𝘛𝘺𝘭𝘬𝘰 „𝘻ł𝘰𝘵𝘢 𝘳ą𝘤𝘻𝘬𝘢” 𝘮𝘰ż𝘦 𝘻 𝘵𝘺𝘮 𝘴𝘰𝘣𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘳𝘢𝘥𝘻𝘪ć. 𝘋ł𝘶𝘵𝘬𝘰 𝘱𝘭𝘦𝘤𝘪𝘰𝘯𝘬𝘢𝘳𝘻𝘢 𝘯𝘢 𝘵𝘦 𝘸𝘢𝘳𝘴𝘻𝘵𝘢𝘵𝘺 𝘻𝘰𝘴𝘵𝘢ł𝘰 𝘻𝘳𝘰𝘣𝘪𝘰𝘯𝘦 𝘻𝘦 „ś𝘮𝘪𝘨𝘪𝘦ł𝘬𝘢” 𝘰𝘥 𝘮𝘪𝘬𝘴𝘦𝘳𝘢! 𝘈 𝘱𝘰𝘯𝘪𝘦𝘸𝘢ż 𝘶ż𝘺𝘵𝘦 𝘤𝘻𝘺 𝘯𝘰ż𝘦 𝘤𝘻𝘺 𝘥ł𝘶𝘵𝘬𝘢 𝘣𝘺ł𝘺 𝘳𝘢𝘤𝘻𝘦𝘫 𝘰𝘴𝘵𝘳𝘺𝘮𝘪 𝘯𝘢𝘳𝘻ę𝘥𝘻𝘪𝘢𝘮𝘪, 𝘵𝘰 𝘵𝘦ż 𝘯𝘪𝘦 𝘰𝘣𝘺ł𝘰 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢 𝘵𝘺𝘤𝘩 𝘸𝘢𝘳𝘴𝘻𝘵𝘢𝘵𝘢𝘤𝘩 𝘣𝘦𝘻 𝘶𝘳𝘢𝘻ó𝘸 𝘈𝘱𝘵𝘦𝘤𝘻𝘬𝘢 𝘱𝘪𝘦𝘳𝘸𝘴𝘻𝘦𝘫 𝘱𝘰𝘮𝘰𝘤𝘺 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘴𝘪ę 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘥𝘢ł𝘢!𝗕𝗢𝗥𝗢𝗪𝗜𝗔𝗖𝗞𝗜𝗘 𝗠𝗔𝗟𝗔𝗥𝗦𝗧𝗪𝗢 𝗡𝗔 𝗦𝗭𝗞𝗟𝗘, 𝗿ó𝘄𝗻𝗶𝗲ż 𝘇𝗮𝗰𝘇𝘆𝗻𝗮 𝘀𝗶ę 𝗼𝗱𝗿𝗮𝗱𝘇𝗮ć 𝘄 𝗕𝗼𝗿𝗮𝗰𝗵 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵. 𝗧𝗼 𝗻𝗶𝗲𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮, ż𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗸𝗼 𝗴ó𝗿𝗮𝗹𝗲 𝗺𝗮𝗷ą 𝘁ę 𝘁𝗿𝗮𝗱𝘆𝗰𝗷ę. 𝗡𝗮 𝗞𝗮𝘀𝘇𝘂𝗯𝗮𝗰𝗵 𝗼𝗻𝗼 𝗯𝘆ł𝗼 𝗿ó𝘄𝗻𝗶𝗲ż 𝗽𝗼𝗽𝘂𝗹𝗮𝗿𝗻𝗲 – 𝗰𝗼 𝘂𝗱𝗼𝘄𝗼𝗱𝗻𝗶𝗹𝗶 𝘁𝘄ó𝗿𝗰𝘆 𝗦𝗸𝗮𝗻𝘀𝗲𝗻𝘂 𝘄𝗲 𝗪𝗱𝘇𝘆𝗱𝘇𝗮𝗰𝗵 – 𝗧𝗲𝗼𝗱𝗼𝗿𝗮 𝗶 𝗜𝘇𝘆𝗱𝗼𝗿 𝗚𝘂𝗹𝗴𝗼𝘄𝘀𝗰𝘆. 𝗔 𝘀𝗸𝗼𝗿𝗼 𝗯𝘆ł𝗼 𝗻𝗮 𝗞𝗮𝘀𝘇𝘂𝗯𝗮𝗰𝗵, 𝘁𝗼 𝗿ó𝘄𝗻𝗶𝗲ż 𝗯𝘆ł𝗼 𝘄 𝗕𝗼𝗿𝗮𝗰𝗵. 𝗗𝘇𝗶𝘀𝗶𝗮𝗷 𝗸𝘂𝗹𝘁𝘆𝘄𝘂𝗷𝗲 𝘁𝗲𝗻 𝗿𝗼𝗱𝘇𝗮𝗷 𝘁𝘄ó𝗿𝗰𝘇𝗼ś𝗰𝗶 𝗮𝗿𝘁𝘆𝘀𝘁𝘆𝗰𝘇𝗻𝗲𝗷 𝗭𝘆𝗴𝗺𝘂𝗻𝘁 𝗞ę𝗱𝘇𝗶𝗲𝗿𝘀𝗸𝗶 𝗼𝗿𝗮𝘇 𝗔𝗻𝗻𝗮 𝗣𝗿𝘇𝘆𝘁𝗮𝗿𝘀𝗸𝗮. 𝗪 𝘁𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗺 𝗠𝘂𝘇𝗲𝘂𝗺 𝘇𝗻𝗮𝗷𝗱𝘂𝗷ą 𝘀𝗶ę 𝘁𝗲ż 𝗽𝗿𝗮𝗰𝗲 𝗻𝗶𝗲ż𝘆𝗷ą𝗰𝗲𝗴𝗼 𝗷𝘂ż 𝗺𝗮𝗹𝗮𝗿𝘇𝗮 𝗻𝗮 𝘀𝘇𝗸𝗹𝗲 – 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗮𝗻𝗮 𝗞𝘂ź𝗺𝗶ń𝘀𝗸𝗶𝗲𝗴𝗼. 𝗪 𝗥𝗔𝗠𝗔𝗖𝗛 𝗠𝗨𝗭𝗘𝗔𝗟𝗡𝗬𝗖𝗛 𝗭𝗔𝗝ĘĆ 𝗢𝗥𝗚𝗔𝗡𝗜𝗭𝗢𝗪𝗔𝗡𝗘 𝗦Ą 𝗧𝗔𝗞Ż𝗘 𝗣𝗢𝗞𝗔𝗭𝗬 𝗣𝗥𝗭Ę𝗗𝗭𝗘𝗡𝗜𝗔 𝗪𝗘Ł𝗡𝗬 𝗡𝗔 𝗞𝗢Ł𝗢𝗪𝗥𝗢𝗧𝗞𝗨. 𝗧ę 𝘂𝗺𝗶𝗲𝗷ę𝘁𝗻𝗼ść 𝗽𝗼𝘀𝗶𝗮𝗱𝗮 𝘁𝗮𝗸ż𝗲 𝗔𝗻𝗻𝗮 𝗣𝗿𝘇𝘆𝘁𝗮𝗿𝘀𝗸𝗮, która zaprezentowała podczas tego spotkania jak należy to robić. Niby prosta czynność, ale w dzisiejszych czasach raczej stanowiąca nie lada problem. Nie tylko ze względna brak kołowrotków, ale również umiejętności. Bo trzeba było umieć dopasować szybkość podawania na kołowrotek owczego runa, przędzenia wełny i cienkiej i grubszej, i oczywiście mieć wiele czasu oraz cierpliwości, której już współczesne kobiety raczej nie mają.- 𝘗𝘳𝘢𝘸𝘪𝘦 𝘸 𝘬𝘢ż𝘥𝘺𝘮 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘪𝘮 𝘨𝘰𝘴𝘱𝘰𝘥𝘢𝘳𝘴𝘵𝘸𝘪𝘦 𝘣𝘺ł𝘺 𝘵𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢𝘯𝘦 𝘰𝘸𝘤𝘦 – 𝗱𝗼𝗱𝗮𝗷𝗲 𝗔𝗻𝗻𝗮 𝗣𝗿𝘇𝘆𝘁𝗮𝗿𝘀𝗸𝗮 – 𝘸𝘪ę𝘤 𝘪 𝘱𝘳𝘻ę𝘥𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘦ł𝘯𝘺 𝘯𝘢𝘭𝘦ż𝘢ł𝘰 𝘥𝘰 𝘱𝘰𝘥𝘴𝘵𝘢𝘸𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩 𝘻𝘢𝘥𝘢ń 𝘣𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘬𝘰𝘣𝘪𝘦𝘵𝘺, 𝘤𝘩𝘰ć 𝘪 𝘮ęż𝘤𝘻𝘺ź𝘯𝘪 𝘻 𝘣𝘰𝘳ó𝘸 𝘳ó𝘸𝘯𝘪𝘦ż 𝘱𝘳𝘻ę𝘥𝘭𝘪 𝘸𝘦ł𝘯ę. 𝘗óź𝘯𝘪𝘦𝘫 𝘴𝘪ę 𝘸𝘪ę𝘻𝘪ł𝘰 𝘯𝘢 𝘥𝘳𝘶𝘵𝘢𝘤𝘩, 𝘵𝘢𝘬 𝘮𝘰𝘫𝘢 𝘮𝘢𝘮𝘢 𝘮ó𝘸𝘪ł𝘢, ż𝘦 𝘰𝘯𝘢 𝘶𝘸𝘪ę𝘻ł𝘢 𝘴𝘸𝘦𝘵𝘦𝘳, 𝘶𝘸𝘪ę𝘻ł𝘢 𝘴𝘻𝘢𝘭𝘪𝘬, 𝘤𝘻𝘢𝘱𝘬ę 𝘪 𝘴𝘬𝘢𝘳𝘱𝘦𝘵𝘺. 𝘖𝘯𝘢 𝘮𝘯𝘪𝘦 𝘯𝘢𝘶𝘤𝘻𝘺ł𝘢 𝘸𝘪ąźć 𝘱𝘪ę𝘵ę 𝘥𝘰 𝘴𝘬𝘢𝘳𝘱𝘦𝘵 𝘯𝘢 𝘱𝘪ę𝘤𝘪𝘶 𝘥𝘳𝘶𝘵𝘢𝘤𝘩. 𝘛𝘰 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘵𝘳𝘶𝘥𝘯𝘦 𝘻𝘢𝘥𝘢𝘯𝘪𝘦! 𝗧𝗢 𝗝𝗘𝗦𝗭𝗖𝗭𝗘 𝗡𝗜𝗘 𝗞𝗢𝗡𝗜E𝗖 𝗠𝗨𝗭𝗘𝗔𝗟𝗡𝗬𝗖𝗛 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗦𝗞𝗜𝗖𝗛 𝗔𝗧𝗥𝗔𝗞𝗖𝗝𝗜, w których swój udział ma oczywiście Maria Ollick, dobry duszek tego Muzeum i skarbnica wiedzy! – 𝘎𝘥𝘺 𝘸 2007 𝘳𝘰𝘬𝘶 𝘳𝘰𝘻𝘱𝘰𝘤𝘻𝘺𝘯𝘢ł𝘢𝘮 𝘱𝘳𝘢𝘤ę 𝘸 𝘔𝘶𝘻𝘦𝘶𝘮 – 𝗺ó𝘄𝗶 𝗪𝗶𝗼𝗹𝗲𝘁𝘁𝗮 𝗖𝗵𝗮𝗯𝗼𝘄𝘀𝗸𝗮- 𝘱𝘢𝘯𝘪 𝘔𝘢𝘳𝘪𝘢 𝘸𝘴𝘱𝘪𝘦𝘳𝘢ł𝘢 𝘮𝘯𝘪𝘦 𝘴𝘸𝘰𝘫ą 𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻ą 𝘮𝘦𝘳𝘺𝘵𝘰𝘳𝘺𝘤𝘻𝘯ą 𝘪 𝘯𝘢𝘥𝘢𝘭 𝘯𝘪𝘨𝘥𝘺 𝘯𝘪𝘦 𝘰𝘥𝘮𝘢𝘸𝘪𝘢 𝘱𝘰𝘮𝘰𝘤𝘺 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘱𝘳𝘻𝘺 𝘰𝘳𝘨𝘢𝘯𝘪𝘻𝘢𝘤𝘫𝘪 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸. 𝘐 𝘵𝘰 𝘸𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘰 𝘫𝘢𝘬𝘰 𝘸𝘰𝘭𝘰𝘯𝘵𝘢𝘳𝘪𝘶𝘴𝘻𝘬𝘢. 𝘞 𝘔𝘶𝘻𝘦𝘶𝘮 𝘱𝘳𝘢𝘤𝘶𝘫𝘦 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 𝘥𝘸𝘰𝘫𝘦 𝘱𝘳𝘢𝘤𝘰𝘸𝘯𝘪𝘬ó𝘸 𝘦𝘵𝘢𝘵𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩. 𝘋𝘰 𝘰𝘣𝘴ł𝘶𝘨𝘪 𝘮𝘢𝘮𝘺 𝘨𝘰ś𝘤𝘪 𝘻𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻𝘢𝘫ą𝘤𝘺𝘤𝘩, 𝘬𝘢𝘴ę 𝘣𝘪𝘭𝘦𝘵𝘰𝘸ą, 𝘨𝘳𝘶𝘱𝘺 𝘦𝘥𝘶𝘬𝘢𝘤𝘺𝘫𝘯𝘦. 𝘖𝘳𝘨𝘢𝘯𝘪𝘻𝘶𝘫𝘦𝘮𝘺 𝘵𝘦ż 𝘯𝘰𝘤, 𝘢 𝘳𝘢𝘤𝘻𝘦𝘫 𝘱óź𝘯𝘦 𝘱𝘰𝘱𝘰ł𝘶𝘥𝘯𝘪𝘦 𝘸 𝘔𝘶𝘻𝘦𝘶𝘮 𝘰𝘳𝘢𝘻 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘤𝘢ł𝘺 𝘳𝘰𝘬 𝘤𝘪𝘦𝘬𝘢𝘸𝘦 𝘭𝘦𝘬𝘤𝘫𝘦 𝘮𝘶𝘻𝘦𝘢𝘭𝘯𝘦 𝘥𝘭𝘢 𝘻𝘰𝘳𝘨𝘢𝘯𝘪𝘻𝘰𝘸𝘢𝘯𝘺𝘤𝘩 𝘨𝘳𝘶𝘱, 𝘯𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘬ł𝘢𝘥 𝘳𝘰𝘣𝘪𝘮𝘺 𝘮𝘢𝘴ł𝘰, 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘮𝘺 𝘱𝘪𝘦𝘳𝘻𝘦 𝘫𝘦𝘴𝘪𝘦𝘯𝘪ą, 𝘳𝘢𝘻𝘦𝘮 𝘻 𝘮ł𝘰𝘥𝘻𝘪𝘦żą 𝘬𝘪𝘴𝘪𝘮𝘺 𝘬𝘢𝘱𝘶𝘴𝘵ę, 𝘸 𝘤𝘻𝘺𝘮 𝘱𝘰𝘮𝘢𝘨𝘢 𝘯𝘢𝘮 𝘻𝘦𝘴𝘱ół 𝘭𝘶𝘥𝘰𝘸𝘺 „𝘍𝘳𝘢𝘯𝘵ó𝘸𝘬𝘪 𝘉𝘺𝘴ł𝘢𝘸𝘴𝘬𝘪𝘦” 𝘰𝘳𝘢𝘻 𝘒𝘰ł𝘰 𝘎𝘰𝘴𝘱𝘰𝘥𝘺ń 𝘞𝘪𝘦𝘫𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘻 𝘉𝘺𝘴ł𝘢𝘸𝘪𝘢. 𝘔𝘢𝘮𝘺 𝘵𝘦ż 𝘭𝘦𝘬𝘤𝘫ę 𝘱𝘳𝘢𝘯𝘪𝘢 𝘯𝘢 𝘵𝘢𝘳𝘢𝘤𝘩. 𝘕𝘢𝘴𝘻𝘦 𝘮𝘢𝘭𝘦ń𝘬𝘪𝘦 𝘔𝘶𝘻𝘦𝘶𝘮 𝘳𝘰𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦 𝘰𝘥𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻𝘪 𝘯𝘢 𝘱𝘦𝘸𝘯𝘰 𝘰𝘬𝘰ł𝘰 7 𝘵𝘺𝘴𝘪ę𝘤𝘺 𝘨𝘰ś𝘤𝘪.- 𝘒𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘮𝘺 𝘱𝘪𝘦𝘳𝘻𝘦 – 𝘄łą𝗰𝘇𝗮 𝘀𝗶ę 𝗱𝗼 𝗿𝗼𝘇𝗺𝗼𝘄𝘆 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗮 𝗢𝗹𝗹𝗶𝗰𝗸– 𝘵𝘰 𝘵𝘳𝘰𝘤𝘩ę ż𝘢𝘭, ż𝘦 ż𝘢𝘥𝘦𝘯 𝘤𝘩ł𝘰𝘱𝘪𝘦𝘤 𝘸𝘳𝘰𝘯𝘺 𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘱𝘶ś𝘤𝘪 𝘥𝘭𝘢 𝘬𝘢𝘸𝘢ł𝘶, 𝘫𝘢𝘬 𝘵𝘰 𝘥𝘳𝘻𝘦𝘸𝘪𝘦𝘫 𝘣𝘺𝘸𝘢ł𝘰, 𝘣𝘺 𝘵𝘢 𝘧𝘳𝘶𝘸𝘢𝘫ą𝘤 – 𝘸𝘻𝘣𝘪𝘫𝘢ł𝘢 𝘱𝘪ó𝘳𝘬𝘢 𝘱𝘰 𝘤𝘢ł𝘦𝘫 𝘪𝘻𝘣𝘪𝘦. 𝘈 𝘪𝘭𝘦 𝘣𝘺ł𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘺 𝘵𝘺𝘮 𝘱𝘪𝘴𝘬𝘶 𝘥𝘻𝘪𝘦𝘸𝘤𝘻ą𝘵!!! 𝘐 𝘰 𝘵𝘰 𝘸ł𝘢ś𝘯𝘪𝘦 𝘤𝘩𝘰𝘥𝘻𝘪ł𝘰. — 𝘡𝘰𝘳𝘨𝘢𝘯𝘪𝘻𝘰𝘸𝘢𝘭𝘪ś𝘮𝘺 𝘳ó𝘸𝘯𝘪𝘦ż 𝘭𝘦𝘬𝘤𝘫𝘦 𝘮𝘶𝘻𝘦𝘢𝘭𝘯𝘦 𝘪 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸ę 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘰𝘸ą 𝘱𝘵. „𝘑𝘈𝘒 𝘛𝘖 𝘡𝘌 𝘓𝘕𝘌𝘔 𝘉𝘠Ł𝘖” – 𝗸𝗼𝗻𝘁𝘆𝗻𝘂𝘂𝗷𝗲 𝗪𝗶𝗼𝗹𝗲𝘁𝘁𝗮 𝗖𝗵𝗮𝗯𝗼𝘄𝘀𝗸𝗮- 𝘱𝘰ś𝘸𝘪ę𝘤𝘰𝘯ą 𝘮𝘪ę𝘥𝘭𝘦𝘯𝘪𝘶 𝘭𝘯𝘶 𝘪 𝘵𝘬𝘢𝘯𝘪𝘶 𝘯𝘢 𝘸𝘢𝘳𝘴𝘻𝘵𝘢𝘤𝘪𝘦 𝘵𝘬𝘢𝘤𝘬𝘪𝘮, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺 𝘱𝘰ż𝘺𝘤𝘻𝘺𝘭𝘪ś𝘮𝘺 𝘸𝘳𝘢𝘻 𝘻 𝘮𝘰𝘵𝘰𝘸𝘪𝘥ł𝘦𝘮 𝘪 𝘮𝘪ę𝘥𝘭𝘪𝘤ą, 𝘻 𝘱𝘰𝘣𝘭𝘪𝘴𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰 𝘒𝘭𝘰𝘯𝘰𝘸𝘢. 𝘞𝘴𝘱ół𝘱𝘳𝘢𝘤𝘶𝘫𝘦𝘮𝘺 𝘻 𝘸𝘪𝘦𝘭𝘰𝘮𝘢 𝘱𝘢𝘴𝘫𝘰𝘯𝘢𝘵𝘢𝘮𝘪 𝘻 𝘙𝘦𝘨𝘪𝘰𝘯𝘶 𝘪 𝘯𝘢 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸𝘺 𝘱𝘰ż𝘺𝘤𝘻𝘢𝘮𝘺 𝘰𝘥 𝘯𝘪𝘤𝘩 𝘳óż𝘯𝘦 𝘦𝘬𝘴𝘱𝘰𝘯𝘢𝘵𝘺. 𝘕𝘪𝘦𝘴𝘵𝘦𝘵𝘺 𝘯𝘪𝘦 𝘮𝘢𝘮𝘺 𝘧𝘶𝘯𝘥𝘶𝘴𝘻𝘺 𝘯𝘢 𝘻𝘢𝘬𝘶𝘱 𝘦𝘬𝘴𝘱𝘰𝘯𝘢𝘵ó𝘸, 𝘳𝘢𝘵𝘶𝘫𝘦 𝘸𝘪ę𝘤 𝘯𝘢𝘴 𝘵𝘢𝘬𝘢 𝘸𝘴𝘱ół𝘱𝘳𝘢𝘤𝘢. 𝘉𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘱𝘰𝘥𝘰𝘣𝘢ł𝘢 𝘴𝘪ę 𝘻𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻𝘢𝘫ą𝘤𝘺𝘮 𝘨𝘰ś𝘤𝘪𝘰𝘮 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸𝘢 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘰𝘸𝘢 𝘻𝘢𝘵𝘺𝘵𝘶ł𝘰𝘸𝘢𝘯𝘢 „𝘓𝘈𝘚𝘒𝘐, 𝘗𝘐𝘈𝘚𝘒𝘐 𝘪 𝘒𝘈𝘙𝘈𝘚𝘒𝘐”. 𝘛𝘢𝘬 𝘱𝘰𝘵𝘰𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦 𝘮ó𝘸𝘪 𝘴𝘪ę 𝘰 𝘯𝘢𝘴𝘻𝘺𝘮 𝘯𝘪𝘦𝘻𝘣𝘺𝘵 𝘣𝘰𝘨𝘢𝘵𝘺𝘮 𝘙𝘦𝘨𝘪𝘰𝘯𝘪𝘦 𝘴ł𝘺𝘯ą𝘤𝘺𝘮 𝘻 𝘵𝘺𝘤𝘩 „𝘬𝘭𝘪𝘮𝘢𝘵ó𝘸”. 𝘈𝘭𝘦ż 𝘰𝘯𝘢 𝘣𝘺ł𝘢 𝘤𝘶𝘥𝘰𝘸𝘯𝘢, 𝘱𝘰ś𝘸𝘪ę𝘤𝘰𝘯𝘢 𝘮𝘪ę𝘥𝘻𝘺 𝘪𝘯𝘯𝘺𝘮𝘪 𝘳𝘺𝘣𝘰łó𝘸𝘴𝘵𝘸𝘶 𝘸 𝘉𝘰𝘳𝘢𝘤𝘩 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩, 𝘬𝘵ó𝘳𝘦 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘱𝘰𝘮𝘢𝘨𝘢ł𝘰 𝘉𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘬𝘰𝘮 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘵𝘳𝘸𝘢ć 𝘱𝘰𝘸𝘴𝘻𝘦𝘤𝘩𝘯ą 𝘯𝘢 𝘵𝘺𝘤𝘩 𝘵𝘦𝘳𝘦𝘯𝘢𝘤𝘩 𝘣𝘪𝘦𝘥ę. 𝘕𝘢 𝘵ę 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸ę 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘸𝘪𝘦ź𝘭𝘪ś𝘮𝘺 4-𝘮𝘦𝘵𝘳𝘰𝘸ą łó𝘥ź 𝘳𝘺𝘣𝘢𝘤𝘬ą 𝘱𝘰ż𝘺𝘤𝘻𝘰𝘯ą 𝘻 𝘨𝘰𝘴𝘱𝘰𝘥𝘢𝘳𝘴𝘵𝘸𝘢 𝘐𝘳𝘦𝘯𝘺 𝘒𝘳𝘶𝘴𝘦!𝗦𝗧𝗔Ł𝗘 𝗪𝗬𝗦𝗧𝗔𝗪𝗬 𝗪 𝗧𝗨𝗖𝗛𝗢𝗟𝗦𝗞𝗜𝗠 𝗠𝗨𝗭𝗘𝗨𝗠 – także nie pozostawią obojętnym nikogo ze zwiedzających. Poza interesującą wystawą na temat historii miasta, pozostałe są związane z historią – regionu Borów Tucholskich – i to w etnograficznym ujęciu. Od 2010 czynna jest wystawa zaaranżowana na wzór chałupy borowiackiej. Czego tam nie ma!? Sprzęty codziennego użytku, jak magiel, kierzanka czy prawdziwa kuchnia plata! Jest nawet pralka z korbą, którą można było postawić na tę platę i gotować w niej bieliznę! Wszystko zachwyca owym zabytkowym kolorytem!𝗞𝗼𝗹𝗲𝗷𝗻𝗮 𝗻𝗶𝗲𝘇𝘄𝘆𝗸𝗹𝗲 𝗰𝗶𝗲𝗸𝗮𝘄𝗮 𝘄𝘆𝘀𝘁𝗮𝘄𝗮 𝘀𝘁𝗮ł𝗮 𝗽𝗼ś𝘄𝗶ę𝗰𝗼𝗻𝗮 𝗷𝗲𝘀𝘁 𝗱𝘇𝗶𝗲𝗱𝘇𝗶𝗰𝘁𝘄𝘂 𝗽𝗿𝘇𝘆𝗿𝗼𝗱𝗻𝗶𝗰𝘇𝗲𝗺𝘂 𝗕𝗼𝗿ó𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵.Jakże niezwykłe są także zabytkowe już dzisiaj eksponaty wypchanych zwierzątek! Można tu poznać zwierzyną łowną występującą w Borach, ptaki wodne i zwierzęta chronione, takie, które zobaczycie tylko tutaj. – 𝘙𝘰𝘣𝘪𝘭𝘪ś𝘮𝘺 𝘢𝘯𝘬𝘪𝘦𝘵ę 𝘸ś𝘳ó𝘥 𝘻𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻𝘢𝘫ą𝘤𝘺𝘤𝘩 – 𝗺ó𝘄𝗶 𝗪𝗶𝗼𝗹𝗲𝘁𝘁𝗮 𝗖𝗵𝗮𝗯𝗼𝘄𝘀𝗸𝗮 – 𝘪 𝘰𝘬𝘢𝘻𝘢ł𝘰 𝘴𝘪ę, ż𝘦 𝘸ł𝘢ś𝘯𝘪𝘦 𝘵𝘢 𝘸𝘺𝘴𝘵𝘢𝘸𝘢 𝘰𝘬𝘳𝘦ś𝘭𝘰𝘯𝘢 𝘻𝘰𝘴𝘵𝘢ł𝘢 𝘫𝘢𝘬𝘰 𝘫𝘦𝘥𝘯𝘢 𝘻 𝘢𝘵𝘳𝘢𝘬𝘤𝘺𝘫𝘯𝘪𝘦𝘫𝘴𝘻𝘺𝘤𝘩! 𝘊𝘪𝘦𝘴𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥ę 𝘰𝘨𝘳𝘰𝘮𝘯𝘺𝘮 𝘱𝘰𝘸𝘰𝘥𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦𝘮! Tuż obok tego przyrodniczego bogactwa, również wspaniale prezentujące się warsztaty dawnych mistrzów, m.in. tych wykorzystujących zasoby największych w Polsce lasów: to warsztat pszczelarza, leśnika, stolarza, rybaka, rolnika i kowala. Jest co zwiedzać i podziwiać!!!𝗡𝗶𝗰 𝘄𝗶ę𝗰 𝗱𝘇𝗶𝘄𝗻𝗲𝗴𝗼, ż𝗲 𝘀𝗽𝗼𝘁𝗸𝗮𝗻𝗶 𝘁𝘂𝗿𝘆ś𝗰𝗶 𝗽𝗲ł𝗻𝗶 𝘀ą 𝘇𝗮𝗰𝗵𝘄𝘆𝘁𝘂 𝗱𝗹𝗮 𝘁𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵 𝗺𝘂𝘇𝗲𝗮𝗹𝗻𝘆𝗰𝗵 𝗲𝗸𝘀𝗽𝗼𝘇𝘆𝗰𝗷𝗶! 𝗧𝗨𝗥𝗬Ś𝗖𝗜 𝗭 𝗡𝗔ŁĘ𝗖𝗭𝗢𝗪𝗔 – 𝗭𝗼𝗳𝗶𝗮 𝗪𝗶ś𝗻𝗶𝗲𝘄𝘀𝗸𝗮-𝗛𝘂𝗿𝗸𝗼 𝘇 𝗿𝗼𝗱𝘇𝗶𝗻ą, 𝘇𝗴𝗼𝗱𝘇𝗶𝗹𝗶 𝘀𝗶ę 𝗻𝗮𝘄𝗲𝘁, 𝗯𝘆𝗺 𝗼𝗽𝘂𝗯𝗹𝗶𝗸𝗼𝘄𝗮ł𝗮 𝗶𝗰𝗵 𝘇𝗱𝗷ę𝗰𝗶𝗲 𝗶 𝗼𝗽𝗶𝗻𝗶𝗲 𝗽𝗲ł𝗻𝗲 𝘂𝘇𝗻𝗮𝗻𝗶𝗮 𝗱𝗹𝗮 𝘁𝘄ó𝗿𝗰ó𝘄 𝘁𝘆𝗰𝗵 𝘄𝘆𝘀𝘁𝗮𝘄. – 𝗝𝗲𝘀𝘁𝗲ś𝗺𝘆 𝘇𝗮𝗰𝗵𝘄𝘆𝗰𝗲𝗻𝗶 𝗺𝘂𝘇𝗲𝗮𝗹𝗻𝘆𝗺𝗶 𝗲𝗸𝘀𝗽𝗼𝘇𝘆𝗰𝗷𝗮𝗺𝗶, 𝗽𝗶ę𝗸𝗻𝘆𝗺 𝗳𝗼𝗹𝗸𝗹𝗼𝗿𝗲𝗺, 𝗵𝗮𝗳𝘁𝗲𝗺, 𝗽𝗼 𝗽𝗿𝗼𝘀𝘁𝘂, 𝗰𝗮ł𝘆𝗺 𝗥𝗲𝗴𝗶𝗼𝗻𝗲𝗺 – 𝘇𝗴𝗼𝗱𝗻𝗶𝗲 𝗺ó𝘄𝗶ą 𝘁𝘂𝗿𝘆ś𝗰𝗶. 𝗡𝗶𝗲 𝘇𝘄𝗹𝗲𝗸𝗮𝗷ą𝗰 𝘇𝗮𝘁𝗲𝗺, 𝗰𝘇𝘆𝗺 𝗽𝗿ę𝗱𝘇𝗲𝗷 𝗽𝘂𝗯𝗹𝗶𝗸𝘂𝗷ę 𝘁ę 𝗷𝗮𝗸ż𝗲 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝘇𝗶𝘄ą 𝗼𝗽𝗶𝗻𝗶ę 𝗶 𝗽𝗼 𝗽𝗿𝗼𝘀𝘁𝘂 – 𝘇𝗮𝗽𝗿𝗮𝘀𝘇𝗮𝗺 𝘄 𝗶𝗺𝗶𝗲𝗻𝗶𝘂 𝗕𝗢𝗥𝗢𝗪𝗜𝗔𝗞Ó𝗪, 𝗱𝗼 𝘇𝗮𝗽𝗼𝘇𝗻𝗮𝗻𝗶𝗮 𝘀𝗶ę 𝘇 𝗶𝗰𝗵 – 𝗷𝗮𝗸ż𝗲 𝗽𝗿𝘇𝗲𝗽𝗶ę𝗸𝗻𝘆𝗺 𝗥𝗲𝗴𝗶𝗼𝗻𝗲𝗺! 𝗞𝗿𝘆𝘀𝘁𝘆𝗻𝗮 𝗟𝗲𝘄𝗶𝗰𝗸𝗮-𝗥𝗶𝘁𝘁𝗲𝗿 – 𝗪𝗮𝘀𝘇𝗮 𝗞𝘂𝗷𝗮𝘄𝗶𝗮𝗻𝗸𝗮 𝗢𝘀𝗸𝗮𝗿 𝗞𝗼𝗹𝗯𝗲𝗿𝗴 𝘁𝗮𝗸 𝗽𝗶𝘀𝗮ł 𝗼 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗶 𝘄 𝘁𝗼𝗺𝗶𝗲 𝟯𝟵. „𝗗𝘇𝗶𝗲ł𝗮 𝘄𝘀𝘇𝘆𝘀𝘁𝗸𝗶𝗲 – 𝗣𝗼𝗺𝗼𝗿𝘇𝗲”: „𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘢]1. 𝘗𝘰𝘸𝘪𝘦𝘥𝘻𝘪𝘢𝘯𝘰 𝘵𝘢𝘮, ż𝘦 𝘸 𝘱𝘢𝘳𝘢𝘧𝘪𝘢𝘭𝘯𝘺𝘮 𝘬𝘰ś𝘤𝘪𝘦𝘭𝘦 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘮 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘤𝘩𝘰𝘸𝘶𝘫𝘦 𝘴𝘪ę 𝘵𝘢𝘣𝘭𝘪𝘤𝘢 𝘻𝘦 𝘴𝘻𝘤𝘻𝘦𝘳𝘦𝘨𝘰 𝘴𝘳𝘦𝘣𝘳𝘢, 𝘮𝘯𝘪𝘦𝘫 𝘸𝘪ę𝘤𝘦𝘫 𝘴𝘵𝘰𝘱ę 𝘥ł𝘶𝘨𝘢 𝘪 𝘴𝘵𝘰𝘱ę 𝘴𝘻𝘦𝘳𝘰𝘬𝘢, 𝘱𝘰 𝘣𝘳𝘻𝘦𝘨𝘢𝘤𝘩 𝘫𝘶ż 𝘻𝘯𝘢𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦 𝘶𝘴𝘻𝘬𝘰𝘥𝘻𝘰𝘯𝘢. 𝘕𝘢 𝘵𝘢𝘣𝘭𝘪𝘤𝘺 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘮𝘪𝘴𝘵𝘦𝘳𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘺𝘳𝘺𝘵𝘺 𝘸𝘪𝘻𝘦𝘳𝘶𝘯𝘦𝘬 𝘕. 𝘔𝘢𝘳𝘪𝘪 𝘗𝘢𝘯𝘯𝘺 𝘻 𝘣𝘰𝘴𝘬𝘪𝘮 𝘋𝘻𝘪𝘦𝘤𝘪ą𝘵𝘬𝘪𝘦𝘮 𝘯𝘢 𝘳ę𝘬𝘶. 𝘗𝘪ę𝘬𝘯𝘺 𝘵𝘦𝘯 𝘰𝘣𝘳𝘢𝘻 𝘸𝘺𝘸𝘪𝘦𝘴𝘻𝘢 𝘴𝘪ę 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 𝘳𝘢𝘻 𝘥𝘰 𝘳𝘰𝘬𝘶 𝘸 𝘶𝘳𝘰𝘤𝘻𝘺𝘴𝘵𝘰ść 𝘔𝘢𝘵𝘬𝘪 𝘉𝘰𝘴𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘚𝘻𝘬𝘢𝘱𝘭𝘦𝘳𝘻𝘯𝘦𝘫𝘱𝘳𝘻𝘺 𝘰ł𝘵𝘢𝘳𝘻𝘶 𝘕. 𝘔𝘢𝘳𝘪𝘪 𝘗𝘢𝘯𝘯𝘺. 𝘡𝘯𝘢𝘤𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 𝘵𝘦𝘨𝘰 𝘰𝘣𝘳𝘢𝘻𝘶 𝘸𝘺𝘫𝘢ś𝘯𝘪𝘢, 𝘤𝘩𝘰𝘤𝘪𝘢ż 𝘯𝘪𝘦𝘻𝘶𝘱𝘦ł𝘯𝘪𝘦 𝘥𝘰𝘴𝘵𝘢𝘵𝘦𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦, 𝘱𝘰𝘥 𝘸𝘪𝘻𝘦𝘳𝘶𝘯𝘬𝘪𝘦𝘮 𝘴𝘪ę 𝘻𝘯𝘢𝘫𝘥𝘶𝘫ą𝘤𝘺 𝘱𝘰𝘥𝘱𝘪𝘴, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺 𝘰𝘸𝘦𝘫 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘦𝘫 𝘱𝘢𝘮𝘪ą𝘵𝘤𝘦 𝘯𝘢𝘥𝘢𝘫𝘦 𝘨łó𝘸𝘯ą 𝘸𝘢𝘳𝘵𝘰ść. 𝘊𝘪𝘦𝘬𝘢𝘸𝘺 𝘵𝘦𝘯 𝘱𝘰𝘥𝘱𝘪𝘴 𝘣𝘳𝘻𝘮𝘪 𝘫𝘢𝘬 𝘯𝘢𝘴𝘵ę𝘱𝘶𝘫𝘦:𝘡𝘯𝘢𝘬 𝘰𝘣𝘳𝘰𝘯𝘺 𝘵𝘸𝘦𝘫 𝘗𝘢𝘯𝘯𝘰 𝘔𝘢𝘵𝘬𝘰 𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥𝘻𝘪𝘸𝘦𝘨𝘰𝘉𝘰𝘨𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘸𝘰𝘺𝘯𝘦 𝘚𝘻𝘸𝘦𝘤𝘻𝘬ą 𝘤𝘢ł𝘰ść 𝘔𝘪𝘢𝘴𝘵𝘢 𝘵𝘦𝘨𝘰,𝘒𝘵ó𝘳𝘦ś 𝘰𝘥 𝘯𝘪𝘦𝘱𝘳z𝘺𝘪𝘫𝘢𝘤𝘪ół 𝘱𝘪ę𝘤𝘬𝘳𝘰ć 𝘰𝘣𝘳𝘰𝘪𝘯𝘦ł𝘢,𝘖𝘥 𝘰𝘨𝘯𝘪𝘢 𝘺 𝘳𝘶𝘪𝘯𝘺 𝘻𝘯𝘢𝘤𝘻𝘯𝘺 𝘰𝘤𝘩𝘳𝘰𝘯𝘪𝘦ł𝘢,𝘗𝘳𝘻𝘦𝘵𝘰 𝘯𝘢 𝘥𝘻𝘪ę𝘬𝘤𝘻𝘺𝘯𝘪ę 𝘯𝘢𝘴 𝘴𝘢𝘮𝘺𝘤𝘩 𝘸 𝘯𝘪𝘦𝘸𝘰𝘭ą𝘖𝘥𝘥𝘢𝘫𝘦𝘮𝘺ć 𝘮𝘪𝘦𝘺 𝘸 𝘰𝘱𝘪𝘦𝘤𝘦 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭ą.𝘙𝘰𝘬𝘶 𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩 𝘯𝘢𝘱𝘢𝘥ó𝘸 𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘥𝘢𝘯𝘰, 𝘢𝘬𝘵𝘢 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘮𝘢𝘨𝘪𝘴𝘵𝘳𝘢𝘤𝘬𝘪𝘦 𝘸 𝘸𝘪ę𝘬𝘴𝘻𝘦𝘫 𝘤𝘻ęś𝘤𝘪 𝘱𝘰𝘱𝘢𝘭𝘪ł𝘺 𝘴𝘪ę 𝘸 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘪𝘦 𝘱𝘰ż𝘢𝘳𝘶 𝘮𝘪𝘢𝘴𝘵𝘢 𝘸 𝘮𝘢𝘫𝘶 1781 𝘳. 𝘒𝘳𝘰𝘯𝘪𝘬𝘢𝘳𝘻𝘦 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 (𝘔𝘪𝘤𝘳𝘢𝘦𝘭𝘪𝘶𝘴, 𝘈𝘥𝘭𝘦𝘳𝘩𝘰𝘭𝘥) 𝘸𝘻𝘮𝘪𝘢𝘯𝘬𝘶𝘫ą, 𝘻𝘦 𝘚𝘻𝘸𝘦𝘥𝘻𝘪 𝘻𝘥𝘰𝘣𝘺𝘭𝘪 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭ę 𝘳. 1656, 𝘢𝘭𝘦 ż𝘦 𝘫𝘦𝘴𝘻𝘤𝘻𝘦 𝘸 𝘵𝘺𝘮 𝘴𝘢𝘮𝘺𝘮 𝘳𝘰𝘬𝘶 𝘸𝘺𝘱ę𝘥𝘻𝘪𝘭𝘪 𝘪𝘤𝘩 𝘴𝘵ą𝘥 𝘗𝘰𝘭𝘢𝘤𝘺, 𝘰 𝘤𝘶𝘥𝘰𝘸𝘯𝘦𝘫 𝘫𝘦𝘥𝘯𝘢𝘬 𝘰𝘣𝘳𝘰𝘯𝘪𝘦 𝘮𝘪𝘢𝘴𝘵𝘢 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘔𝘢𝘵𝘬ę 𝘉𝘰𝘴𝘬ą (𝘪 𝘵𝘰 𝘱𝘪ę𝘤𝘪𝘰𝘬𝘳𝘰𝘵𝘯𝘦𝘫) 𝘯𝘪𝘦 𝘸𝘴𝘱𝘰𝘮𝘪𝘯𝘢𝘫ą. 𝘗𝘢𝘮𝘪ą𝘵𝘬𝘢 𝘵𝘢 𝘱𝘰𝘸𝘴𝘵𝘢ł𝘢 𝘻𝘢𝘱𝘦𝘸𝘯𝘦 𝘸𝘬𝘳ó𝘵𝘤𝘦 𝘱𝘰 𝘻𝘢𝘸𝘢𝘳𝘤𝘪𝘶 𝘵𝘳𝘢𝘬𝘵𝘢𝘵𝘶 𝘱𝘰𝘬𝘰𝘫𝘶 𝘸 𝘖𝘭𝘪𝘸𝘪𝘦 𝘳. 1660.”𝗭𝗮𝗺𝗶𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇𝗮𝗺 𝘁𝗮𝗸ż𝗲 𝗰𝘆𝘁𝗮𝘁 𝘇 𝗸𝘀𝗶ąż𝗸𝗶 𝗠𝗮𝗿𝗶𝗶 𝗢𝗹𝗹𝗶𝗰𝗸, 𝘇𝘄𝗮𝗻𝗲𝗷 𝘄 𝗥𝗲𝗴𝗶𝗼𝗻𝗶𝗲 𝗕𝗼𝗿𝗼𝘄𝗶𝗮𝗰𝗸𝗶𝗺, 𝘇 𝘀𝘇𝗮𝗰𝘂𝗻𝗸𝗶𝗲𝗺 – 𝗞𝗼𝗹𝗯𝗲𝗿𝗴𝗶𝗲𝗺 𝘄 𝘀𝗽ó𝗱𝗻𝗶𝗰𝘆. 𝗞𝘀𝗶ąż𝗸𝗮 𝗽𝘁. „𝗠𝗮𝗹𝘁𝘆𝗰𝗵 𝗶 𝗴𝗿𝗮𝗽𝗮.𝗧𝗿𝗮𝗱𝘆𝗰𝗷𝗮, 𝘀𝗽𝗲𝗰𝗷𝗮ł𝘆 𝗸𝘂𝗰𝗵𝗻𝗶 𝗶 𝗶𝗻𝗻𝗲 𝗰𝗶𝗲𝗸𝗮𝘄𝗼𝘀𝘁𝗸𝗶 𝘇 𝗕𝗼𝗿ó𝘄 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗰𝗵” 𝘄𝘆𝗱. 𝗧𝘂𝗰𝗵𝗼𝗹𝗮 𝟮𝟬𝟭𝟵:„𝘎𝘳𝘢𝘯𝘪𝘤𝘢 𝘦𝘵𝘯𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘤𝘻𝘯𝘢 𝘉𝘰𝘳ó𝘸 𝘛𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘤𝘩 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘵𝘳𝘶𝘥𝘯𝘢 𝘥𝘰 𝘶𝘴𝘵𝘢𝘭𝘦𝘯𝘪𝘢, 𝘱𝘰𝘯𝘪𝘦𝘸𝘢ż 𝘤𝘻ę𝘴𝘵𝘰 𝘻𝘢𝘭𝘪𝘤𝘻𝘢 𝘴𝘪ę 𝘥𝘰 𝘉𝘰𝘳ó𝘸 𝘵𝘢𝘬ż𝘦 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘭𝘦𝘨ł𝘰ś𝘤𝘪: 𝘡𝘢𝘣𝘰𝘳𝘺, 𝘒𝘳𝘢𝘫𝘯ę, 𝘒𝘰𝘤𝘪𝘦𝘸𝘪𝘦, 𝘒𝘰𝘴𝘻𝘯𝘢𝘫𝘥𝘦𝘳𝘪ę, 𝘊𝘩𝘦ł𝘮𝘪ń𝘴𝘬𝘪𝘦. 𝘞𝘦𝘥ł𝘶𝘨 𝘱𝘰𝘥𝘻𝘪𝘢łó𝘸 𝘫ę𝘻𝘺𝘬𝘰𝘻𝘯𝘢𝘸𝘤𝘻𝘺𝘤𝘩 (𝘒𝘢𝘻𝘪𝘮𝘪𝘦𝘳𝘻 𝘕𝘪𝘵𝘴𝘤𝘩) 𝘮𝘪𝘦𝘴𝘻𝘬𝘢ń𝘤ó𝘸 𝘱𝘰𝘸𝘪𝘢𝘵𝘶 𝘵𝘶𝘤𝘩𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰, 𝘤𝘩𝘰𝘫𝘯𝘪𝘤𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰 𝘪 𝘴ę𝘱𝘰𝘭𝘦ń𝘴𝘬𝘪𝘦𝘨𝘰 (𝘉𝘰𝘳𝘰𝘸𝘪𝘢𝘤𝘺 𝘪 𝘒𝘳𝘢𝘫𝘯𝘪𝘢𝘤𝘺) 𝘻𝘢𝘭𝘪𝘤𝘻𝘢𝘮𝘺 𝘥𝘰 𝘨𝘳𝘶𝘱𝘺 𝘸𝘪𝘦𝘭𝘬𝘰𝘱𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪𝘦𝘫 𝘗𝘰𝘮𝘰𝘳𝘻𝘢, 𝘢 𝘒𝘰𝘤𝘪𝘦𝘸𝘪𝘦 𝘻 𝘛𝘤𝘻𝘦𝘸𝘦𝘮, 𝘚𝘵𝘢𝘳𝘰𝘨𝘢𝘳𝘥𝘦𝘮 𝘪 𝘎𝘯𝘪𝘦𝘸𝘦𝘮 𝘥𝘰 𝘨𝘳𝘶𝘱𝘺 𝘬𝘶𝘫𝘢𝘸𝘴𝘬𝘰-𝘮𝘢𝘻𝘰𝘸𝘪𝘦𝘤𝘬𝘪𝘦𝘫.”* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.